Witaj w miejscu, gdzie wszystko miało wyglądać inaczej
Hej. Mów mi Courtney Hate.
Nie, nie powiem ci, jak naprawdę się nazywam – jeszcze nie.
To nie jest blog o tożsamości. To jest blog o przetrwaniu.
A przetrwanie zaczyna się od powiedzenia prawdy, której nikt nie chce słyszeć.
„Nowe rozdanie. Kolejny sezon serialu zwanego życiem.
Czyste kartki nowego tomu twojej historii, czekające na zapisanie.
I ta cholerna presja, żeby tym razem było inaczej. Lepiej. Wyżej. Dalej.
365 dni pasujących do idealnego scenariusza, rozpisanego w zapełnionym po brzegi designerskim planerze.
8760 godzin wyciskanych z każdej sekundy.
Pół miliona minut pełnych presji, żeby w końcu stać się tą lepszą wersją siebie.
Karmiłam się tym przez lata.
Wielkimi oczekiwaniami. Nierealnymi wymaganiami.
Postanowieniami poprawy i obietnicami bez pokrycia.
Więcej tego. Mniej tamtego. Częściej to. Rzadziej tamto.
Zacząć. Przestać. Skończyć. Robić. Nie robić.
Bla, bla, bla.
Wierzyłam w magiczną moc kartki z kalendarza, która – jak za dotknięciem różdżki – miała zmienić mnie w kogoś lepszego.
Próbowałam zamykać kolejne lata w rachunkach.
Oszacować proporcje emocji.
Przeliczyć, czy bilans radości i smutku jest wystarczająco korzystny, żeby móc powiedzieć: byłam szczęśliwa.
Zapomniałam tylko, że szczęścia nie da się zmierzyć. Ani wpisać w tabelkę.
Dzisiaj oddycham spokojnie.
Nie robię podsumowań. Nie tworzę rankingów porażek. Nie rozliczam się z sukcesów.
Upajam się leniwym rytmem pierwszego dnia nowego roku, wobec którego nie mam żadnych oczekiwań.
Widzę, że powoli dźwigam się z depresji.
A biorąc pod uwagę mój stan z ostatnich tygodni – ten rok nie mógł zacząć się lepiej.
Czego sobie życzę? Zdrowia.
Jak będzie – resztę jakoś ogarnę.
I nie mam co do tego żadnych wątpliwości.”
Te słowa zapisałam 1 stycznie, wchodząc w nowy rok.
Bez presji. Bez planu. Bez pancerza.
Moje życzenie się nie spełniło.
Nic mnie tak nie dojechało, jak zdrowie.
Brak pieniędzy. Brak pracy. Kolejne pogrzeby. Trudne emocje. Nic.
W nocy z trzeciego na czwartego maja wjechałam uberem na oddział psychiatryczny, nie wiedząc, czy to atak paniki, czy atak serca.
Na chwilę straciłam coś, czego najbardziej bałam się utracić – pamięć.
Wertowałam własne notatki i oglądałam nagrania – jakbym swoje życie przeglądała na nowo.
Później stałam się Courtney Hate — moim alter ego.
Kobietą, która nienawidzi nienawiści, ale już nie rozumie, co znaczy Love is Love.
Dzisiaj znów zaczynam nowy sezon serialu zwanego życiem. Znów niczego nie oczekuję. Choć już nie oddycham spokojnie…
I nie mam pewności czy nie stałam się najgorszą wersją siebie.
To moje miejsce, moja opowieść. Wpadnij i zostań, jeśli chcesz zobaczyć świat moimi oczami — bez ściemy, po prostu prawda.